„Najdalsza Polska – Szczecin 1945 – 1950” – nowa książka Piotra Semki
W tej wielkiej rozmiarami i treścią książce spotkamy ludzi wszystkich zawodów i stanów, ze wszystkich krańców przedwojennej Polski, która właśnie się kończyła, spotkamy całe parafie ze swoimi księżmi i hufce harcerskie, marynarzy i inżynierów, przemytników i artystów, żołnierzy i lekarzy, konspiratorów i ich prześladowców. „Najdalsza Polska – Szczecin 1945-1950” Piotra Semki jest pozycją niezwykłą, także dlatego, że pokazuje nasz kraj w dramatycznym, ale i fascynującym momencie: oto „przemieszczony naród w przemieszczonym państwie” rozpoczyna nowe życie.
Rozpoczyna to nowe życie nie zawsze z własnej woli, poniekąd mimo wszystko, ale też nie ma innego wyjścia – wygnańcy z Wilna, Grodna, Lwowa, Łucka, Tarnopola, Stanisławowa i okolic, którzy dobrze wiedzą na czym polega przyniesione na sowieckich tankach wyzwolenie czy raczej „wyzwolenie”, z własnych domów wyrzuceni nierzadko już w 1939 czy 1940 roku, jadą w wielkich transportach „na Zachód”, bo teraz tam będzie Polska. Jak zawsze są wśród nich kronikarze i fotografowie, którzy dokumentują te pierwsze kroki na nowej ziemi – i to do nich dotrze ponad pół wieku później Piotr Semka, sam przecież – jako gdańszczanin – potomek rodziny z wileńskimi korzeniami. Swój wielki dwutomowy album dedykuje Januszowi Ławrynowiczowi (1941- 2024), który przez wiele lat dziennikarskiej działalności w „Kurierze Szczecińskim” budził wśród czytelników świadomość historyczną i zbierał oraz publikował ich zdjęcia, dokumenty i inne pamiątki z pierwszych lat w polskim Szczecinie. Wiele z nich znajdziemy w tym albumie.
Piotr Semka jest jednak zbyt wytrawnym autorem, by wrzucić czytelnika od razu na głęboką wodę i dlatego na początek daje zminimalizowaną acz bardzo rzeczywistą lekcję historii: jak to wtedy było. Mija przecież osiemdziesiąt lat od zakończenia wojny i objęcia Szczecina przez ówczesne polskie władze – owszem, koncesjonowane przez sowieckie ekipy NKWD ze słynnym Iwanem Sierowem na czele, ale jednak jeszcze nie do końca przefiltrowane – i opisuje walki wielu patriotów zaangażowanych w to, aby rzeczywiście miasto zostało w polskich rękach, co nie od razu było oczywiste.
Trudność w pokazywaniu tego wyjątkowego albumu jest taka, że praktycznie każde zdanie można by rozpisywać od razu na kilka wątków, podobnie jak każdy rozdział w albumie na kilka opowieści. Tak się jednak nie da, więc tylko zaznaczę, że Semka przypomina nie tylko ostatnie niemieckie lata tego miasta, ale i wieloletnie starania przedstawicieli różnych obozów politycznych najpierw przed wojną, a potem Państwa Podziemnego o „polskie kresy zachodnie”.
Przedwojenne polskie ślady
Semka pokazuje też przedwojenne polskie ślady w niemieckim Szczecinie: na przykład sztandary Polsko-Katolickiego Towarzystwa w Szczecinie i Towarzystwa Śpiewu im. Chopina – oba przy parafii św. Jana Chrzciciela, pokazuje polski zespół dziecięcy podczas występów z okazji Święta Niepodległości w 1930 roku, ale też historię idei uznania Odry za naturalna granicę oddzielającą Polaków od Niemców, wcale nie taką krótką jakby się dziś wydawało niektórym publicystom, dokłada mapy, publikacje i grafiki polskich artystów, którzy jak choćby Julian Kossak czy Zofia Stryjeńska pokazywali Pomorze Zachodnie i jego słowiańskich mieszkańców. Moją uwagę zwróciła odbitka wydanej w 1943 roku podziemnej broszury „Dziedzictwo Piastów” zapomnianego dziś wspaniałego pisarza Leszka Proroka, prześladowanego zresztą po wojnie przez UB, broszury wyjaśniającej znaczenie postulowanej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej; na sąsiedniej stronie znajdziemy mapkę z tej publikacji z jak najbardziej polskimi nazwami miast i rzek.
Niemieckość miasta
Ale Semka nie ukrywa w żadnym razie niemieckości tego miasta i nazistowskiego zaangażowania jego mieszkańców, które bezwzględnie korzystało z wojennych zdobyczy wysługując się choćby pracą przymusowych robotników. W ich obronie stanął katolicki ksiądz Albert Willimsky z parafii w Szczecinie-Podjuchach; już wcześniej był więziony za krytykę antychrześcijańskiej istoty nazizmu – w rezultacie w styczniu 1940 roku został zesłany do KL Sachsenhausen, gdzie wkrótce zmarł z tortur i wycieńczenia. Semka pokazuje też zgilotynowanego w 1943 roku ks. Carla Lamperta z katolickiej parafii św. Jana Chrzciciela uznanej przez gestapo za centrum antynazistowskie. Ksiądz Carl Lampert w 2011 roku został beatyfikowany.
Polski Szczecin, choć pod kontrolą sowietów
Po takim krótkim, siłą rzeczy, przygotowaniu autor „otwiera” nowy rozdział dziejów i zasadniczą część albumu. Otwiera historycznymi dziś – propagandowymi – zdjęciami polskiego żołnierza przy słupie granicznym nad Odrą i zupełnie nieznanymi zdjęciami i dokumentami ukazującymi niełatwą walkę nie tyle o zdobycie Szczecina i pokonanie Niemców, ile o prawdziwe przejęcie władzy nad miastem przez Polaków, niechby nawet pod kontrolą Sowietów, ale jednak przez polskie władze. Na dodatkową uwagę zasługuje reporterska opowieść o podjętej przez niemieckich komunistów – być może w zmowie z niektórymi sowieckimi dowódcami – próbie zmiany decyzji o polskim statusie miasta. Przyciągają wzrok nie tylko zdjęcia, afisze i dokumenty, ale przede wszystkim dokładne ich opisy: nazwiska i daty, nazwy obiektów i ulic. Widać tu oko i sprawność historyka, bo przecież autor jest wprawdzie znanym publicystą, ale jest historykiem z dyplomem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wie jak docierać do źródeł i umie z nich korzystać.
I wspaniale buduje opowieść zestawiając ze sobą ludzi i zdarzenia: Piotra Zarembę (1910-1993), legendarnego prezydenta miasta z 1945 roku i Leonarda Borkowicza (1912-1989), równie legendarnego wojewodę szczecińskiego w tym okresie. Pierwszy to syn oficera z Armii Hallera, poznaniak po Politechnice Lwowskiej z dobrze ugruntowanym poglądem narodowej demokracji o konieczności poszerzenia granicy Polski do linii Odry, drugi to przedwojenny komunista z żydowskim życiorysem, bagażem Berezy Kartuskiej i przeszłością w Armii Czerwonej, z którą przyszedł do Szczecina. Semka kreśli ich sylwetki z rozmachem, do grupy „pierwszych” włączając jeszcze księdza Floriana Berlika (1909-1982). Był on pierwszym polskim księdzem „w płonącym jeszcze Szczecinie i to on oddał Szczecin pod opiekę Matki Bozej, kiedy sowieckie władze kazały administracji Piotra Zaremby opuścić miasto”. A skąd się tam wziął? Odsyłam do książki, bo opowieść jest porywająca.
Rola Kościoła
Tu zresztą zaczyna się kolejny wielki wątek epopei nakreślonej przez Piotra Semkę: zrujnowane często szczecińskie kościoły i wierni przybywający nie tylko z utraconych polskich wsi i miast, ale tez z centralnej Polski czy z Lubelszczyzny. Jechali niekiedy jak najdalej – więc do Szczecina – lub wysiadali po drodze – w Słupsku, w Koszalinie, w Sławnie czy w Kołobrzegu. Ze swoimi świętymi obrazami – zobaczymy w albumie piękne zdjęcia, zwracam uwagę na obraz Matki Bożej Ostrobramskiej – zwyczajami, tradycjami – i z niezachwianą wiarą, że tu też będzie kościół, do którego można będzie pójść. A to nie było takie proste, bo początkowe czynne były tylko dwie świątynie: przybyli z Poznania księża chrystusowcy objęli ewangelicki Garnisonkirche jako kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa, z kolei kościół Kreuzkirche szybko stał się kościołem Królowej Korony Polskiej. Już w lipcu i czerwcu 1945 roku zaczęto w nich odprawiać po polsku. Z tym, że księży brakowało tak bardzo, że wierni wprost czatowali na dworcach, aby zabierać „sobie” przybywających kapłanów. I to był problem całego wybrzeża, w nieodległym Słupsku wracający z niemieckiej niewoli ksiądz Jan Zieja nie nadążał z posługą, edukacją i wielką akcją charytatywna, cóż więc mówić o Szczecinie, o wiele przecież większym. Sama tylko opowieść o początkach polskich parafii i życia religijnego, nie tylko przecież katolików, nadawałaby się na osobną książkę
A w dodatku kardynał August Hlond, ówczesny Prymas Polski, niepewny – jak wszyscy, trzeba to podkreślić, że nie była jakaś „wina” – przyszłości Szczecina, zadecydował w sierpniu 1945 roku, że stolicą administratury apostolskiej dla tych ziem będzie Gorzów Wielkopolski. Pierwszym administratorem apostolskim został ksiądz Edmund Nowicki gorąco i z rozmachem witany w Szczecinie. Dopiero w 1972 roku papieska bulla Episcoporum Poloniae Coetus unormowała organizacje kościelną na „polskich ziemiach nadbałtyckich” – po tym, jak w 1970 roku zawarte zostały trójstronne układy (PRL, ZSRR, RFN) gwarantujące trwałość zachodnich i północnych granic PRL. To wtedy zostało wyznaczone terytorium diecezji szczecińsko-kamieńskiej ze stolicą w Szczecinie odłączając ją od diecezji berlińskiej (podaję za Encyklopedią Katolicką, tom IV). Pierwszym ordynariuszem został abp Jerzy Stroba.
Piotr Semka bez ogródek pisze o wielkim i narastającym rozczarowaniu szczecinian brakiem „swojego” biskupa. Ale życie katolickie kwitło, co Semka wspaniale pokazuje w fotografiach i opisach: były ogromne i piękne procesje Bożego Ciała, pielgrzymki na Jasną Górę, szybko rosnąca liczba pospiesznie odgruzowywanych kościołów, było aktywne duszpasterstwo akademickie z ks. Władysławem Siwkiem , harcerstwo, ministranci i rady parafialne, których imponujące zdjęcie – starsi panowie (roczniki 1877, 1875) zobaczymy na stronie 324 tomu I. Zjechały siostry zakonne i coraz więcej księży do wspólnot, na które przecież – i to był ten słynny melting pot – składali się i wilniacy, i lwowiacy, i wołyniacy, i górale i krakowiacy, lud świętokrzyski i śląski, nie mówiąc o warszawiakach . Wypędzeni po Powstaniu Warszawskim ze stolicy, wywiezieni do Niemiec wracali teraz masowo zatrzymując się po drodze nad morzem. W nieodległym Słupsku, z inicjatywy takich właśnie warszawiaków pod wodzą księdza Jana Zieji, tez powstańca warszawskiego, powstał wtedy pierwszy Pomnik Powstańców Warszawskich, zresztą dłuta warszawiaka Jana Małety, przez poł wieku jedyny w Polsce. Takie to były ziemie
Mekka dla prześladowanych
A dodajmy, że był wtedy Szczecin także mekką tych wszystkich, którzy musieli lub chcieli wyjeżdżać z ogarniętej już czerwonym terrorem Polski: sama opisywałam znaną warszawiankę, Halinę Cieszkowską ps. Alika, żołnierza Powstania Warszawskiego, która właśnie w Szczecinie miała mieć kontakty, aby przemycić się na jakiś statek i dostać się do Anglii, do narzeczonego z Armii Andersa. Nie udało się, ale tylu innym jednak tak. Semka opisuje takie akcje i ich organizatorów w sposób porywający! Rozdziały o konspiratorach i ich prześladowcach z UB bogato ilustrowane życiorysami i fotografiami czyta się jak najlepsze opowieści szpiegowskie, zwłaszcza że pojawiają się w nich naprawdę znane nazwiska jak Wiesław Chrzanowski czy Kazimierz Studentowicz. Wielkie brawa za pokazanie tych wstrząsających momentów z naszej historii.
Warszawiaków, w tym powstańców warszawskich, też w Szczecinie nie brakowało, nierzadko stanowili trzon konspirującej młodzieży, która nie miała zamiaru podporządkować się nowej władzy w warunkach – jak pisze Semka – „tężejącego stalinizmu”. A pisze przecież o pierwszych latach, kiedy jeszcze więzienia nie były zapełnione do końca, kiedy podejmowano i próby ucieczek, i protestów i otwartych demonstracji – to właśnie w Szczecinie odbyła się jedna z pierwszych wielkich antykomunistycznych demonstracji, w której masowo wystąpili harcerze z prawdziwego wciąż ZHP, którzy z całej Polski przyjechali w 1946 roku na zlot „Trzymamy straż nad Odrą’.
Żydowskie historie
Osobne rozdziały poświęca autor historiom żydowskim, bo Żydzi uratowani w sowieckich wywózkach od Zagłady, szukali tutaj nie tylko miejsca do osiedlenia, ale tez możliwości wyjazdu do Palestyny. W dzielnicy Niebuszewo – Semka sympatycznie pisze o tym „sztetl Niebuszewo” – mieli synagogi, szkoły i świetlice. Działały partie i stowarzyszenia, ale tez nie całkiem jawne grupy syjonistyczne które pracowały nad przerzucaniem całych grup na Zachód , nie bez porozumienia z sowieckimi służbami. Semka nie tylko pokazuje wspaniałe zdjęcia z życia kulturalnego odradzającej się wspólnoty, ale też docieka istoty ówczesnych kombinacji i manipulacji.
A to wszystko w wielkim zniszczonym portowym mieście, w którym działają wspaniałe knajpy i codziennie grają jazzowe orkiestry, w którym można kupić zarówno wejściówkę na statek do Malmö, jak i delicje z całego świata. W którym rodzą się dzieci – Semka odnotowuje oczywiście narodziny pierwszego „polskiego szczecinianina” – i codziennie przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej – tak ja w wielu kościołach ówczesnego „zachodu” – trwają modlitwy. Bo ludzie nie żyją tu z pewnością jutra, chociaż codziennie usuwane są gruzy, wychodzą gazety, otwierane są nowe klasy szkolne i nowe sklepiki, remontowane statki i samochody. Życie wdziera się w każdą szczelinę.
Imponujące dzieło
Piotr Semka przygotował imponujące dzieło, za wydanie którego – przy tej ilości fotografii – wielkie brawa należą się także wydawcy. To ośrodek Pamięć i Przyszłość z Wrocławia i Centrum Zajezdnia. Wspaniałe upamiętnienie na osiemdziesiąt lat od tamtych wielkich chwil.
Kim jest dzisiaj tamten „przemieszczony naród w przemieszczonym państwie” – jak pisał Edmund J. Osmańczyk, którego ta sytuacja dotyczyła osobiście? Ta wielka porywająca opowieść o Szczecinie i jego mieszkańcach jest w dużym stopniu opowieścią uniwersalną i zapewne będzie – oby była – inspiracją dla innych autorów i miast znad Bałtyku i Nadodrza.
***
Piotr Semka: „Najdalsza Polska – Szczecin 1945-1950. Próba ilustrowanej monografii miejskiej metropolii na Ziemiach Zachodnich”, Tomy I i II, Wrocław 2024
The post „Najdalsza Polska – Szczecin 1945 – 1950” – nowa książka Piotra Semki first appeared on eKAI.